Wyprawa na bukowisko - łosie 2018

10-17.09.2018. - Białoruś, Skif - perełka nad jeziorem wśród lasów, 40 km od Połocka.
Uczestnicy wyprawy:
Adam B. B., Adam B., Witold D., Jerzy D., Łukasz O. i Andrzej O. (organizator).
Do łowiska przyjechaliśmy w poniedziałek w nocy. We wtorek rano i wieczorem było bardzo ciepło. Łosie odzywały się rzadko. Vadim (dyrektor) obiecywał, że gdyby tylko było chłodniej...
... i stało się chłodniej... i stary, pierwotny bór zadrżał od tęsknot miłosnych i od miłosnych gróźb łosi... i stało się bukowisko!
Jako pierwszy niesamowite emocje przeżył Adam, jako pierwszy łosia na strzał miał Adaś (nie zdążył), a jako pierwszy spełnienia łowieckich nadziei dostąpił Łukasz. Długo będę pamiętał jego pełną emocji, ekscytującą opowieść. Gdy już wszyscy spać poszli, wyszliśmy z Łukaszem na werandę i do późnej nocy, szlachetnym trunkiem wzbogacaliśmy jego przeżycia. Tak to jest bowiem, że szczęście pełniejsze jest, gdy można współdzielić radosne doznania.
W kolejne dni było podobnie. Adam przeżywał niesamowite emocje (dwa razy łoś szalał w gęstwinie 10 metrów od niego), pozostali miewali emocje niewiele mniejsze, a Adaś poza emocjami, miewał także niewykorzystane okazje.
W piątek wieczorem Jurek strzelił potężnego łosia (pięknego półłopatacza), w sobotę rano Witek zdobył trofeum także wspaniałe (też piękny półłopatacz), a w sobotę wieczorem Adam dołączył do grona szczęśliwych strzelców (szczegóły w opisach zdjęć).
Działo się jednak znacznie więcej. Adam podszedł klępę na 12 metrów (zdjęcie zrobił komórką), Jurek dodatkowo strzelił lisa i bobra, a ponadto dwukrotnie widział głuszce. Mało tego, ostatniego dnia, już wyjeżdżając z łowiska, wszyscy dwukrotnie widzieliśmy głuszce. To we wrześniu widok bardzo rzadki.
Z kronikarskiego obowiązku dodam, że zdarzyły się także 4 pudła do bobrów, oraz kilka sytuacji, w których myśliwy nie zdążył lub nie potrafił oddać strzału. To wszystko nie jest jednak niepowodzeniem. Owszem, sztuką jest przechytrzyć zwierza, ale przecież nie zawsze się to udaje. To tylko podsyca emocje i nobilituje tych, którzy potrafili...
I jeszcze słów kilka o kwaterze. Standard najwyższy, jaki widziałem w Białorusi, każdy z nas miał swój pokój z łazienką. W kompleksie są dwie altany (przy budynku i zewnętrzna), zadaszona weranda przy kuchni, rosyjska bania, wiata na pomoście wrzynającym się w jezioro oraz dwa inne pomosty, leżaki i miejsce na grilla.
Jedzenie, jak zwykle w Białorusi, wspaniałe - tu jednak było więcej przepysznej dziczyzny (przeważnie łosiny). A na pożegnalną kolację...
... zrobiłem dla wszystkich tatar z łosia. Był doskonały - najlepszy jaki jadłem (szczegóły w opisie zdjęcia).
Darz Bór!
Andrzej Otrębski

A tak opisał to Witek w Braci Łowieckiej