DZIENNIK
Redaktorzy
   Felietony
   Reportaże
   Wywiady
   Sprawozdania
Opowiadania
   Polowania
   Opowiadania
Otwarta trybuna
Na gorąco
Humor
PORTAL
Forum
   Problemy
   Hyde Park
   Wiedza
   Akcesoria
   Strzelectwo
   Psy
   Kuchnia
Prawo
   Pytania
   Ustawa
   Statut
Strzelectwo
   Prawo
   Ciekawostki
   Szkolenie
   Zarządzenia PZŁ
   Przystrzelanie
   Strzelnice
   Konkurencje
   Wawrzyny
   Liga strzelecka
   Amunicja
   Optyka
   Arch. wyników
   Terminarze
Polowania
   Król 2011
   Król 2010
   Król 2009
   Król 2008
   Król 2007
   Król 2006
   Król 2005
   Król 2004
   Król 2003
Imprezy
   Ośno/Słubice '10
   Osie '10
   Ośno/Słubice '09
   Ciechanowiec '08
   Mirosławice '08
   Mirosławice '07
   Nowogard '07
   Sieraków W. '06
   Mirosławice '06
   Osie '06
   Sarnowice '05
   Wojcieszyce '05
   Sobótka '04
   Glinki '04
Tradycja
   Zwyczaje
   Sygnały
   Mundur
   Cer. sztandar.
Ogłoszenia
   Broń
   Optyka
   Psy
Galeria
Pogoda
Księżyc
Kulinaria
Kynologia
Szukaj
autor: jani09-10-2007
Reportaż z wojażu

To się tak zaczęło:
Przeczytałem opowiadanie Joe Starskiego z St. Catharines w Ontario pt. "Niedźwiedzie i ropa naftowa", zamieszczone w Łowieckim . Dodałem komentarz na poły liryczny. Reakcja z Kanady była tyle natychmiastowa, co niespodziewana.
Joe napisał:
07-02-2007 18:43 Jozef Starski "Jani" - powiem krótko...Wiem, że marzysz o jarząbku. Te marzenia możesz zrealizować bardzo szybko. Wykup bilet, wsiadaj w samolot w drugiej połowie września br., i bądź moim gościem przez tydzień. W tutejszej puszczy na pewno strzelisz jarząbka (Ruffed or Sharptailed Grouse). Niech Tobie kanadyjska puszcza też zapachnie żywicą. Pozdrawiam - Joe.

Ten tekst wyjaśnia cel mojej wyprawy, równocześnie tłumaczy rozczarowanie niektórych Kolegów, że nie pochwaliłem się łosiem, niedźwiedziem lub jeleniem wapiti na pokocie.
Tak, ja tam pojechałem na jarząbki, a właściwie na kanadyjską, ontaryjską ich podobiznę, czyli Spruce Grouse. I nastrzelałem ich trochę, zupełnie inaczej niż w Polsce, mam trofea spreparowane przez moich przyjaciół z St. Cathrines. Może po przeczytaniu i obejrzeniu tego, co przywiozłem z Kanady wielu wypowie się na temat etyki i obyczajów, ale od razu chcę się zastrzec: ja polowałem w innym kulturowo i historycznie środowisku, nie mającym prawie w żadnym kontekście bliższych związków z naszym modelem. Tak pod względem obowiązującego prawa, jak i mentalności społecznej. I muszę też od razu zastrzec, że jednak wypadamy gorzej, co nie raz udowodnię!
Poza tym łowiłem ryby (olbrzymie), czatowałem na łosia z łukiem (nie przyszedł) i wychodziłem w nocy z domu w Starski's Indian Lake Camp z dubeltówką nabitą brenekami. To na wypadek nieproszonej wizyty niedźwiedzia na podwórku. Ale się nie pojawił!

Z etapu procedur wizowych najmilej wspominam rozmowę z urzędnikiem imigracyjnym w Ambasadzie Kanady (po tym, jak kilka osób przede mną odeszło z odpowiedzią odmowną). Na jedno z jego pytań dotyczących celu wyjazdu opowiedziałem o Klubie Miłośników Języka i Literatury Łowieckiej, że z niego wywiódł się rodowód zaproszenia do Kanady. Twarz zmęczonego pracą urzędnika rozjaśnił szeroki uśmiech; usłyszałem miłe słowa i życzenia!
Darz bór!

Ze słabo skrywanymi obawami przed podróżą pojechałem na Okęcie. W strefie bezcłowej zakupiłem specyfiki usuwające stresy, ale się potem okazało, że niecelowo, bezskutecznie i nietrafnie. Po pierwsze, pani w sklepie zapakowała butelki w zapieczętowaną folię, której nie wolno było otwierać przed lądowaniem. Po drugie, nawet gdybym je otworzył, musiałbym zażywać z "gwinta", co byłoby niemile widziane przez współpasażerów, a szczególnie przez stewardessy. Po trzecie, panie opiekujące się pasażerami były tak miłe, tak serdecznie zaopiekowały się zastrachanym pasażerem, że naraziłem PLL LOT na znaczne uszczerbki w pokładowych zapasach szkockiej, toniku i lodu.
Ale doleciałem w dobrej kondycji psychicznej i fizycznej.

Samolot był olbrzymi, zabrał coś około 250 pasażerów, równie jak ja sprawnie ukrywających swoje uczucia. Boeing 767, według komunikatów pilota, od czasu do czasu zbliżał się w rejon turbulencji (jeśli dobrze zrozumiałem zapowiedź), wtedy żegnałem się w myślach z bliskimi, Ojczyzną i moją Bzurą, pewien, że już ich nigdy nie zobaczę. Maszyna wpadała bowiem w takie drgania, przechyły, waliła się w dół, aż żołądek podchodził do gardła. Wyglądało na to, że się rozleci! Raz mi się zdawało, że lecimy do góry brzuchem, ale to może dlatego, że w barku brakło toniku i nie było czym rozrzedzić szkockiej.

Dziwne rzeczy działy się też z czasem. Startowaliśmy z Okęcia o 16:55, lot trwał 9 godz. 35 min., a wylądowaliśmy o 20:30. Wiedziałem dlaczego, doganialiśmy bowiem słońce, ale trudno to było wytłumaczyć organizmowi. Trochę więc przymęczony odebrałem bagaże, zabłądziłem w olbrzymim budynku portu lotniczego w Toronto, aż ciemnoskóry policjant z lśniącym bielą zębów uśmiechem powiedział mi, że "nine, left", poszedłem więc do dziewiątego wyjścia, skręciłem w lewo i tam wpadłem w objęcia mojej przewodniczki, opiekunki i wybawicielki, p. Olgi. Dziękuję Jej tu za wielką pomoc!

Wsiedliśmy do autobusu, Olga wrzuciła do czegoś przypominającego rurę garść drobnych monet i poszliśmy w głąb autobusu. Zapytałem o bilety, bo kierowca nam ich nie dał!
I tu pierwsze zderzenie z kanadyjską rzeczywistością: nie ma biletów, nie ma kontroli, obywatele swojego miasta nie wpadli nawet na pomysł jazdy na gapę. Nawet chyba nie ma tam takiego idiomu: na gapę.
Przesiadamy się do metra na ten sam, nieistniejący bilet, potem znów do autobusu, i znów "bez biletu"!
Nie rozumiem, nawet już się nie dopytuję, żeby nie było podejrzeń! Tylko pomyślałem sobie, czy byłoby to możliwe w Polsce? Pewnie nie, nawet nie da się tego wytłumaczyć skazą zaborów, okupacji i komunizmu. Co tkwi w psychice Kanadyjczyka, co tak bardzo różni go od nas? A może to tkwi w naszej psychice?
Z takimi rozbieżnymi postawami będę się tu spotykał jeszcze nie raz, i zawsze o nich napiszę!
To przebieg pierwszego dnia podróży, za kilka dni uruchomię galerię zdjęć. Autorem ich jest w przeważającej mierze Józef Starski z St. Cathrines w Ontario, autor książek "KANADA KRAJ BOBRA I KLONOWEGO LIŚCIA" oraz "ZEW KANADYJSKIEJ PUSZCZY". Mam na ich publikację (tych zdjęć) zgodę Autora.
Józef Starski za wybitne osiągnięcia dla kultury łowieckiej w środowisku Polonii Kanadyjskiej został odznaczony Medalem Św. Huberta. Jest nie tylko myśliwym, doskonałym przewodnikiem, przedsiębiorcą, działaczem łowieckim, ale także niezrównanym gawędziarzem. To pod wpływem jego zaczarowanych opowieści zadurzyłem się w dzikiej przyrodzie Ontario, a nawet i dziś, po powrocie nad Bzurę, udaje mi się usłyszeć organowo-fletowy głos Loon'a na Indian Lake. To, po klonowym liściu i bobrze trzeci symbol Kanady!
Dziękuję, Joe! Podziękowania również dla Grażyny za opiekę kulinarną i wspaniałą zupę rybną!
Do zobaczenia, kochani! A następne wspomnienia niedługo, muszę uporać się z galerią!





20-11-2007 19:27labradorSuper , pozdrawiam !!!!
13-10-2007 17:24Vulpes silvestrisRzeczywiście słabe.
12-10-2007 09:30MARSdeer zgadzam się z Tobą, czuc malizną strasznie, nawet u mnie :-)
11-10-2007 20:40MAX-508Czekamy na więcej ...zawsze mnie ciekawiły tamtejsze zwyczaje
11-10-2007 12:14deer.hunterReportaż "czuć malizną" :-( Z niecierpliwości"om" czekam na więcej. Bo zapowiada się arcyciekawie... pozdr. dh
11-10-2007 07:22gustawWinszuję udanej wyprawy i pięknego reportażu.
Pozdrawiam-Darz Bór
10-10-2007 15:30MARSDane mi było własnoocznie widzieć trofea janiego z jarząbków zrobione przez państwa Starskich. Wygladają jak mini cietrzewie :-). Gratulacje jani!
09-10-2007 20:49młody łowcaGratuluję! Szkoda, że mi się nie udało... Ale może kiedyś :)
09-10-2007 20:04Adrian89 (BT)Gratuluję pięknej wyprawy! Świetne opowiadanie... Czekam na następne :-)
09-10-2007 14:52BrakarzPrzeżyłeś wspaniałą przygodę, nie tylko łowiecką. Sądzę, że tyko ci którzy mieli możliwość zobaczyć Kanadę osobiście, a tym bardziej doświadczyć łowów w puszczy, mogą docenić bogactwo i potęgę przyrody. Nie muszę Cię zapewniać – Janie, że opisałeś to bardzo ciekawie i z wielkim kunsztem gawędziarza. Piękne wspomnienia. Dawno temu miałem marzenia by być leśnikiem w kanadyjskich lasach.
Pozdrawiam serdecznie, Darz bór
Piotr

Szukaj   |   Ochrona prywatności   |   Webmaster
P&H Limited Sp. z o.o.