DZIENNIK
Redaktorzy
   Felietony
   Reportaże
   Wywiady
   Sprawozdania
Opowiadania
   Polowania
   Opowiadania
Otwarta trybuna
Na gorąco
Humor
PORTAL
Forum
   Problemy
   Hyde Park
   Wiedza
   Akcesoria
   Strzelectwo
   Psy
   Kuchnia
Prawo
   Pytania
   Ustawa
   Statut
Strzelectwo
   Prawo
   Ciekawostki
   Szkolenie
   Zarządzenia PZŁ
   Przystrzelanie
   Strzelnice
   Konkurencje
   Wawrzyny
   Liga strzelecka
   Amunicja
   Optyka
   Arch. wyników
   Terminarze
Polowania
   Król 2011
   Król 2010
   Król 2009
   Król 2008
   Król 2007
   Król 2006
   Król 2005
   Król 2004
   Król 2003
Imprezy
   Ośno/Słubice '10
   Osie '10
   Ośno/Słubice '09
   Ciechanowiec '08
   Mirosławice '08
   Mirosławice '07
   Nowogard '07
   Sieraków W. '06
   Mirosławice '06
   Osie '06
   Sarnowice '05
   Wojcieszyce '05
   Sobótka '04
   Glinki '04
Tradycja
   Zwyczaje
   Sygnały
   Mundur
   Cer. sztandar.
Ogłoszenia
   Broń
   Optyka
   Psy
Galeria
Pogoda
Księżyc
Kulinaria
Kynologia
Szukaj
autor: Urtica10-12-2009
Dafi - pies o dwóch pyskach.

DAFI, PIES O DWÓCH PYSKACH

O ludziach mówi się, że mają dwie twarze, a jak powiedzieć o psie, którego codzienna natura odmienną jest od tej świątecznej, łowieckiej, sobotnio-niedzielnej?? Los rzucił mnie na sesję myśliwską w dolinę rzeki Baryczy, która swe koryto wyrzeźbiła pośród malowniczych łąk Dolnego Śląska. Miało być kaczkowo i towarzysko, bo sezon na pierzate towarzystwo, ku radości mojej i mojego psa, właśnie się rozpoczął... A jak było? Ad rem... Zaczęło się od tego, że mój pies, mimo osobistego zaproszenia organizatora, w inauguracyjnym polowaniu na kaczki w Dolinie Baryczy, uczestniczyć nie mógł... Wyniknęło to z jego charakteru, po prostu jak to w związku bywa, pokłóciliśmy się; ja powiedziałam jedno, on drugie i zaczęło się. Grunt, że wylądowałam bez mojego towarzysza polowań na kaczki, w rejonie, który w owo ptactwo obfitować powinien, aczkolwiek, jak się później okazało, niekoniecznie. W zastępstwie mojego psa, miał wystąpić Dafi, wyżeł szorstkowłosy.

PIERWSZY PYSK DAFIEGO

Pierwsze spotkanie z Dafim miało charakter spacerowy, no przecież gdzieś musimy się poznać, jeśli mamy współpracować, a przecież najlepiej na neutralnym gruncie. Wybór padł na urocze, nadbaryczańskie łąki. Okazało się jednak, że spacer z Dafim, to nie taka prosta sprawa. Zaraz po wzięciu na otok, poczułam się jak chorągiewka, nogi uniosły się wysoko nad ziemię, ramię niebezpiecznie wyciągnęło się do przodu, a ja zostałam przeciągnięta przez krzaki, furtkę i między drzewami jak sznurówka przez wąskie dziurki w bucie. I tak też się poczułam. Powiewałam energicznie na końcu otoka, a pies z radości, że znalazł kogoś, kto znowu dał się nabrać na jego orzechowe oczyska, ciągnął mnie w stronę wody. Marzyłam tylko o tym, żeby zdążyć się wyplątać z taśmy zanim ten potwór skoczy z wysokiego brzegu. Nie reagował na nic, kolejne polecenia wydawane, a to błagalnym, a to ostrym tonem utwierdzały mnie w tym, że pies oprócz niesubordynacji ma kłopoty ze słuchem! Jego pani uprzedzała mnie, że z Dafim nie będzie lekko, ale nie mówiła, że aż tak! Pies po drodze do rzeki, zaliczył wszystkie, dzięki Bogu nieliczne, błotne kałuże, krowie placki i chaszcze, a kiedy już znalazł się na brzegu, wpadł jak bomba nie patrząc na to czy czasem nie jestem jeszcze do niego przypięta. Na szczęście już nie byłam. Po kilku szaleńczych aportach, kudłaty łaskawca dał się wziąć na otok i rozpoczęliśmy mozolną drogę powrotną podczas której pies uparł się jednak, żeby wyrwać mi rękę z barku i wciągnąć pod samochód. Cudem dotarłam na miejsce w jednym kawałku. „Oooooo, nie – pomyślałam – panu dziękujemy! Nie mam zamiaru zostać bez rąk i zedrzeć sobie gardła, z takim uparciuchem nie będę pracować! Przecież ten jak pójdzie w tango, to go do rana nie przywołam!” Kiedy tak sobie myślałam, zamykając z ulgą psa w kojcu, stwierdziłam, że tego kosmatego zbója wcale nie ma w środku! Przysiadł sobie pod krzaczkiem bzu wywiesiwszy różowy jęzor jak elegancki krawat, popatrzył na mnie łobuzersko spod krzaczastych brwi, po czym zerwał się i tyle go widziałam! Co ja powiem właścicielom?! Że nie panuję nad psem? Ano nie panuję, przyznaję się bez bicia. Nie zdążyłam nawet pomyśleć jak się wytłumaczę z mojego gapiostwa, kiedy zadzwoniła w kieszeni komórka: „Pies już jest w domu, a ty?”. Dafi, w ciągu kilkudziesięciu sekund pokonał sporą odległość z kojca do domu, tylko po to, żeby udowodnić swojemu panu, że żaden mały, rudy kurdupel nie będzie nim rządził! Ale wstyd! „Eeee, nie znasz się – usłyszałam od pana Dafiego, kiedy skruszona wróciłam do gościnnego domu właścicieli niepokornego futrzaka i poskarżyłam się na jego nieposłuszeństwo– zobaczysz jutro!”.

DRUGI PYSK DAFIEGO

Zobaczyłam tą drugą mordę. Ale to co ten psiak zaserwował nijak się ma do mojej dotychczasowej wiedzy o psach myśliwskich. Wiem, że muszę się jeszcze dużo uczyć, ale żeby było aż tak źle, to nie sądziłam. Zamiast niepokornego, rozhuśtanego i nieposłusznego psa, zobaczyłam jak na polecenie „do wozu”, z kojca do samochodu, świńskim truchtem pomyka grzeczny, miły wyżełek. Zamajtał mi na powitanie strychulcem i tylko łobuzerskie spojrzenie spod krzaczastych brwi zdawało się mówić: „widzisz babo, nie tobie mnie wodzić na otoku”. Jakiej magii użył pan tego potwora, żeby go ułożyć, czyżby miał czarodziejską różdżkę?? Miał. Kiedy tylko dojechaliśmy na miejsce i Dafi zaliczył obowiązkowe czochranie się w trawie i wszystkim tym co w trawie znajdować się może, pan ułamał patyczek z pobliskiej wierzby i pokazał go psu. I tu zaszła zmiana: pies stanął przy nodze i wykonywał każde polecenie swojego pana! Szedł przy nim krok w krok, słuchał we wszystkim, a każda próba oddalenia się w pobliskie krzaki poprzedzona była pytającym spojrzeniem: „czy mogę?”. Zdziwiona spytałam pana Dafiego, co takiego jest w tajemniczym patyczku, że pies z szalonego dzikusa zmienia się w idealnego, ułożonego psa? „Nie wiem, ale jak wyrzucę patyk, to kończy się ta idylla, pies dostaje korby i znowu się nie słucha. On zna tylko dwa polecenia: >do wozu< i >patrz<. No i ten patyczek”. Patyczek? Chyba czarodziejska różdżka!

Kaczek nie było, Daf nie miał okazji wykazać się swoimi umiejętnościami aportera, ale o jego łowieckiej pasji przekonałam się jeszcze tego wieczoru, podczas poszukiwania postrzałka. Jeśli nie kaczki, to dziki - gospodarze łatali złośliwość ptactwa jak mogli. Mnie dwa razy na polowanie prosić nie trzeba i nim wieczór zapadł na dobre, rozgościliśmy się z kolegą na ambonie. Z watahy, która raczyła nawiedzić pobliskie pole kukurydzy, szanowny gospodarz wybrał dwa dziki, z których jeden padł w ogniu, ale drugi kulawym truchtem oddalił się w krzaczki. Uparty zwierz przeszedł ładnych kilka kilometrów leśną gęstwiną i znalezienie go bez psa było praktycznie niemożliwe. Dla Dafa nie był to żaden problem. Podziwiałam jego pracę na farbie i konsekwencję z jaką przedzierał się przez krzaki. Po chwili jego głos przerwał ciemną ciszę.

Wniosek nasuwa się sam: psy tak jak ludzie mają dwa oblicza i ocenianie ich przydatności po pierwszym spotkaniu często bywa mylące. Nasze wyobrażenie o idealnym psie często przyćmiewa jego naturalne, prawdziwe walory, pozwólmy naszym psom od czasu do czasu pokazać ich prawdziwy, ten ukryty pysk...

Ze zdjęcia na ścianie, z nad dziczego dubletu, patrzą na mnie łobuzerskie oczyska Dafa. Hej, futrzaku, do zobaczenia za kilka miesięcy, wtedy pogadamy inaczej.




19-12-2009 18:48sumadaPedagog sobie poradzi :-))
11-12-2009 09:00ULMUShihihi, uśmiałem się jak norka ... zuch piesek .
pozdrawiam
10-12-2009 15:15femme fataleCholernik ;))

Szukaj   |   Ochrona prywatności   |   Webmaster
P&H Limited Sp. z o.o.