DZIENNIK
Redaktorzy
   Felietony
   Reportaże
   Wywiady
   Sprawozdania
Opowiadania
   Polowania
   Opowiadania
Otwarta trybuna
Na gorąco
Humor
PORTAL
Forum
   Problemy
   Hyde Park
   Wiedza
   Akcesoria
   Strzelectwo
   Psy
   Kuchnia
Prawo
   Pytania
   Ustawa
   Statut
Strzelectwo
   Prawo
   Ciekawostki
   Szkolenie
   Zarządzenia PZŁ
   Przystrzelanie
   Strzelnice
   Konkurencje
   Wawrzyny
   Liga strzelecka
   Amunicja
   Optyka
   Arch. wyników
   Terminarze
Polowania
   Król 2011
   Król 2010
   Król 2009
   Król 2008
   Król 2007
   Król 2006
   Król 2005
   Król 2004
   Król 2003
Imprezy
   Ośno/Słubice '10
   Osie '10
   Ośno/Słubice '09
   Ciechanowiec '08
   Mirosławice '08
   Mirosławice '07
   Nowogard '07
   Sieraków W. '06
   Mirosławice '06
   Osie '06
   Sarnowice '05
   Wojcieszyce '05
   Sobótka '04
   Glinki '04
Tradycja
   Zwyczaje
   Sygnały
   Mundur
   Cer. sztandar.
Ogłoszenia
   Broń
   Optyka
   Psy
Galeria
Pogoda
Księżyc
Kulinaria
Kynologia
Szukaj
autor: postrzałek25-06-2011
Kukurydziana stołówka

Wtorek, dzień jak każdy inny. Początek maja, pogoda fantastyczna, wszystko kwitnie, przyroda budzi się do życia. Siedząc w szkole dostaję sms: "młody, na 4 posiali kukurydzę, ja się tam zapisałem, jak byś miał ochotę to bądź u mnie o 22.00. Księżyc dziś będzie w pełni, a więc wyjdziemy później."

Dzień mijał bardzo powoli, na zegarek spoglądałem co 15minut, myśląc, że minęły ze dwie godziny. Co chwila sprawdzałem, czy wszystko mam, lornetkę czyściłem z 10 razy, zjadłem obiad, później pomagałem rodzicom, zjadłem kolację, nie mogłem się doczekać, aż w końcu mama poradziła chwilę drzemki przed całą nocą w lesie. Całe szczęści, że jutro wolne.

Zrobiłem jak radziła mama, położyłem się na chwilkę. Dobrze, że obudził mnie tata, pytając, czy ja aby nie wybieram się na polowanie? Oczywiście, że się wybieram, ale... O kurcze jest za dziesięć dziesiąta. Szybko się przebieram i niemalże biegiem udaję się do Macieja. On już gotowy, czeka pijąc kawę przed domem. Szybkie przywitanie i ruszamy. Księżyc dopiero się pojawia, niebo jest bezchmurne, a więc zapowiada się ciekawie. Rejon 4 to spory ostęp lasu, sporo w nim młodników, malin i łozin. Występują tu liczne bagna, po prostu idealna ostoja dla dzików. W dodatku przy samej ścianie lasu. Pole się ciągnie wzdłuż całego rewiru, czyli jakieś 1,5 km szerokości ok. 800 m. Spore pole, zasiadając na zwyżce zauważamy pierwsze ślady obecności dzików. Maciej mówi, że posiedzimy do północy, a później pochodzimy wzdłuż ściany lasu. Około 23.15 księżyc był już wysoko na niebie świecąc jak lampa. Widoczność na polu jak za dnia. Tylko jeszcze pod samym lasem jest cień, który dają drzewa i po chwili dostrzegamy pierwszego klienta kukurydzianej stołówki. Dzik jest sam, dość duży, w odstrzale są 3 przelatki i dzik z grupy: pozostałe. A więc jest też odyniec albo wycinek. Ten pod lasem wygląda na odyńca, ale trzeba poczekać, przecież warchlaki mogą siedzieć w trawach. Obserwujemy go jakieś dwadzieścia minut po czym Maciej stwierdza, że to jednak Odyniec. Obserwujemy go jeszcze trochę, kiedy do naszych uszu dobiega głośny dźwięk łamanych gałęzi, połączony z charakterystycznymi dla dzików odgłosami. Nasz odyniec wyraźnie zaniepokojony hałasem chowa się w lesie, a zamiast niego z lasu na pole wyjeżdża czarny wagon. Pierwsza jest duża locha, za nią jest mała gąsienica, dalej kolejne, już mniejsze dziki, ale widać, że wataha składa się z więcej niż jednej lochy. Dziki są w odległości jakieś 200 m od nas.

Maciej, mimo iż jest młodym myśliwym, nie jest napalony i szanuje zwierza. Chwila obserwacji i Maciej decyduje się na podchód. Widać, że jest tam kilka przelatków, ja chcę zostać na zwyżce, ale On każe mi iść za nim. Podchodzimy na jakieś 70 m kiedy zakręcił wiatr i nagle słyszymy głośne fuuuuuuuuu.... całe towarzystwo staje jak wryte, nawet przelatki robiące wcześniej za orkę stają w miejscu. Maciej powolutku rozkłada pastorał i wybiera najbliżej stojącego dzika. Bezpiecznik, palec na spust i bum.... Błysk z lufy oznajmia wystrzał, a co się z tym wiąże śmierć zwierza. O dziwo wataha zamiast uciekać w popłochu zbiła się w kupę, myśliwy przeładował i czeka, aż całe towarzystwo ruszy w kierunku knieji. Czekamy jeszcze chwilę kiedy pierwsza locha jeszcze raz głośno fuknęła i wszystko ruszyło, luneta do oka i znów głośne bum...!!! Na polu widzę jednego dzika, ale po chwili słyszę w lesie kwik. Maciej już się domyślił, że dzik jest ranny i trzeba skończyć jego cierpienie. Maciej idzie do niego a ja biorę się za patroszenie. Po chwili słyszę strzał a potem spotykamy się z Maćkiem. Oba dziki wypatroszone, zawieszamy je na dużym dębie.

Jest 24.10. Właściwie cała noc przed nami, a więc polujemy dalej. Ruszamy wzdłuż ściany lasu, wychodzimy na długi cypel, a za nim dostrzegamy kolejną watahę dzików. Tym razem dzików jest znacznie mniej, nie ma przy nich żadnego przelatka, doliczamy się 11 loch i sporej ilości warchlaków. Zastanawiamy się jak minąć je, aby ich nie spłoszyć, ale na szczęście dziki ruszają w pole, a my po chwili możemy przejść przy lesie. Po 100 m stoi stara ambona, strach na niej siedzieć, ale my jednak ryzykujemy. Rozsiadamy się wygodnie, Ja wyciągam termos z herbatą i chleb pieczony przez moją babcię, pajdy wielkie i pyszne. Maciej za to wyciąga myśliwską kiełbasę, zrobioną z ostatniego dziczka. Wszystko smakuje wybornie, jemy i popijamy, niemalże jak na pikniku. Ale wszystko to kończy się wraz z pęknięciem gałązki w lesie, teraz wypatrujemy z ciemnego boru powodu pęknięcia gałązki. Po chwili, w cieniu dostrzegam przez lornetkę plamę, Maciej jej nie widzi, ale bierze lornetkę i też już widzi. Spore to, karpiowate, trzyma się w cieniu lasu, a może... Tak, chwila obserwacji tylko upewnia nas z czym mamy do czynienia. Patrzę na zegarek, jest 2.07 i znienacka słyszę huk. Maciej nawet mi nie powiedział, że strzela. Ale tym razem na polu nie ma nic, oj będzie ciężka praca. Mam nadzieję, że się znajdzie. Maciej jest poddenerwowany, to niedobrze. Nawet się zastanawia czy nie podjąć poszukiwań od razu, ale odradzam mu to, argumentując mrokiem w lesie, zbyt późną porą i dużą posturą dzika, a to mogłoby być niebezpieczne. Po chwili kolega przyznaje mi rację i postanawia ruszyć na zestrzał, jest dużo farby, a więc jak najbardziej dzik do dojścia. Już weselszy myśliwy z uśmiechem na ustach stwierdza, że ruszamy po ostatniego przelatka. Ruszamy do końca pola, nic nie dostrzegamy, widać tylko ślady obecności dzików, a my musimy wracać, robi się szarówka, jest jeszcze szansa na spotkanie z czarnym zwierzem. Idziemy powoli i cicho. Wychodzimy na sam szczyt cypla. Stamtąd mamy widok na całą stronę pola aż do granicy rewiru. Spokojnie obserwujemy kukurydzisko, dostrzegamy kolejne dziki. Ufff ale ich jest, szkody będą zżerały koło, trzeba będzie przypilnować tej uprawy. Ruszamy w stronę czarnuchów, mamy niekorzystny wiatr co daje się we znaki od razu. Dziki łapią od nas odwiatr i uciekają do lasu. Trudno, ich szczęście.

Po przejściu jakichś 100 m dostrzegamy dziki idące w kierunku lasu z głębi pola. Do zwyżki mamy 50 m, a więc udajemy się na nią. Kilka minut obserwacji i trzy małe przelatki zostają zidentyfikowane. Maciej na stażu nauczył się, że niczym nie spłoszone dziki przed zejściem z lasu zatrzymują się na jego ścianie, dlatego nie decyduje się na strzał podczas truchciku mimo, że pewnie by trafił. Jak przeczuwał tak się stało, dziki doszły na ścianę lasu i tam się zatrzymały. Dla najmniejszego z nich było to ostatnie zatrzymanie. Strzał z 308 Macieja kończy kolejny dziczy żywot. Na polu pojawiają się pierwsze słoneczne promienie majowego słońca. Polowanie się jeszcze nie kończy, trzeba przecież znaleźć postrzelonego dzika.

Mimo 4.30 nad ranem Maciej dzwoni do ojca w celu dowiezienia młodego bawara na miejsce pracy. Pan Kazimierz spełnia prośbę syna i przywozi psa. Na szczęście nie jest on potrzebny, dzik leży po drugiej stronie rowu znajdującego się na granicy lasu, odnajdujemy go po 20 m. Wszystkie dziki pakujemy do bagażnika, dwa z nich trafią do Maciejowej spiżarni, ważymy je a reszta jedzie do skupu. Dziki ważyły kolejno: pierwszy strzelony przelatek 31 kg, strzał za słuch, wzięty na użytek własny, drugi 49 kg, strzał na kręgosłup, odebrał mu czucie tylnych biegów, drugi strzał z bliska za słuch, trafił na skup razem z naszym jak się okazało wycinkiem 68 kg po strzale komorowym i ostatni dziczek 23 kg po strzale za słuch.

Morał odnośnie pozyskanego największego dzika jest taki, że na ambonie przy pełni księżyca wydawał się być dużo większym. Maciej stwierdził, że może ważyć ok. 100 kg, ale po odnalezieniu go, okazał się być dużo mniejszym dzikiem, tak więc księżyc chyba powiększa widziany obraz, nie wiem czy tylko nam...

Darz Bór!

PS. Tego roku na tym rewirze tylko na polowaniach indywidualnych pozyskano 37 dzików i 2 nie zostały odnalezione. Liczył to łowczy razem z moim kolegą Maciejem. My na tym jednym polowaniu naliczyliśmy 40 dzików, kilka zwiało nie zliczonych, warchlaków nie liczyliśmy.




08-07-2011 19:51mikeszA może to ze strachu w nocnym łowisku widzi się dziki tak duże :)
Żarcik. Fajne, krótkie, treściwe, znaczy reporterskie :) takie.
03-07-2011 19:45maliniakPostrzałku! Powiem tylko tyle, nie ściemniasz, nie ubarwiasz a Twoje myśliwskie historie czyta się z prawdziwą przyjemnością. Niech Wam, Tobie i Koledze Bór Darzy!
27-06-2011 18:37Lasek_2005Też mam zawsze wrażenie w nocy, że dziki są większe. Kiedyś obserwowałem 2 przelatki godzinę, bo wydawały mi się za duże. W końcu zdecydowałem się na strzał do mniejszej sztuki i okazało się że ważył 24kg ;-)
Przeżyć i polowania szczerzę gratuluję!!
27-06-2011 12:29postrzałekA ja odpowiem: zaczyna sie to kończyć razem z wycinka lasów i częściową zamiana ich na pola uprawne.
27-06-2011 12:03nelmanja podsumuje to tylko jednym zdaniem: macie tam "dzikuf jak mrufkuf"
25-06-2011 13:16czarny zwierzIle bym dał, żeby przeżyć taką dziczą przygodę. Gratulacje dla Kolegi Macieja za dziki. Darz Bór

Szukaj   |   Ochrona prywatności   |   Webmaster
P&H Limited Sp. z o.o.