| 
	
 autor: staszlow 01-09-2005
  Tańczący z dzikami
 | 
 
 
To polowanie byłoby jednym z wielu, gdyby nie sytuacja, która dla mnie jest czymś wyjątkowym i gdybym słyszał ją od któregoś z kolegów, wątpię, czy byłbym w stanie uwierzyć.  
 
Wyjazd ok. godziny 21 na dzika - w planie jeszcze kilka sztuk - ambona przy nęcisku  z kukurydzą, owsem i ziemniakami, widoczność doskonała przy małej pokrywie śnieżnej. Jedynym mankamentem był dość silny, wiejący w boczne okienko ambony wiatr. Ale co tam. Około godziny 0:15 pojawia się pojedynczy dzik, wyglądający na odyńca - wycinka, no może lochę np. odłączoną od warchlaków, choć chyba jeszcze nie pora. Obserwacja ok.15 minut, rozpoznanie i decyzja o strzelaniu. Wszystko normalnie, strzał dzik zaznaczył potknięciem. Odczekanie kilka minut i sprawdzenie zestrzału, wszystko OK, farba i po 40 metrach dzik leży. No i teraz refleksja, dlaczego nie mam swojej gończej - 1,5 rocznej suczki.  
 
Wyjazd do domu po psa ok.15 km. Po ok. 40 minutach powrót z suczką, niech „znajdzie” dzika. Rutynowo, wszystko, a więc broń i oczywiście gromadka ubrania są w samochodzie stojącym 50 metrów od ambony. Suczka na otok i idziemy na zestrzał. 
 
W momencie kiedy dochodzę do ambony konsternacja - na  rozniesionym nęcisku dokładnie widzę wataszkę ok.15 dzików warchlaków bez dużego dzika wśród nich. Podchodzę jeszcze ok. 20 m i decyduję: puszczam sukę, niech ma trochę „przyjemności”. Chodziło mi głównie o zobaczenie jej reakcji przy takiej ,,brygadzie " dzików, gdyż było to dla niej tak naprawdę pierwsze spotkanie z żywymi dzikami w łowisku, bo wcześniej tylko odnajdywała martwe strzelone. Dotychczas była w zagrodzie, ale raczej dzikarza z niej nie będzie.  
 
To, co dalej się działo, przeszło moje dotychczasowe wyobrażenie o tym, jakie to dziki ostrożne i płochliwe. Suczka oszczekuje z bliskiej odległości dziki, które najwyraźniej ją tolerują, żerując na nęcisku, a ja idę w ich kierunku. Dochodzę na odległość ok. 5-6 m do dzików, a one sobie nic z tego nie robią. Co jakiś czas któryś warchlak pogoni suczkę, a ona ucieka, chowając się za mnie. Warchlak mija mnie o 2 m i wraca do „koryta”. Byłem tak zszokowany tym, co się wokół mnie działo, iż kilka minut stałem jak słup, nie wiedząc co robić, a broń została przecież w samochodzie. I decyduję: idę do samochodu po broń. Niestety suczka wraca za mną. 
Broń z samochodu, jeden nabój do komory, a suczka oczywiście do samochodu i powrót do dzików. Samochód stał w linii prostej ok.80 m od dzików. Dochodzę do ambony i widzę, jak dziczki sobie zajadają w najlepsze. „Podpórka” z drabiny ambony i strzał. Odgłos wyraźnie wskazuje na strzał trafiony. Dziki wolno „schodzą” z pola do lasu. 
 
Sztucer do samochodu; z suczką idę zobaczyć leżącego dzika. Na miejscu okazuje się, że dzik nie padł w ogniu. Puszczona suka szybko odnajduje warchlaka ok.15 m w lesie i głosi. Podchodzę i widzę warchlaka stojącego w jałowcach, a broń oczywiście w samochodzie.  
 
Powrót po broń; suka znów zostawia dzika i wraca ze mną. Już ze sztucerem idę w to miejsce i okazuje się, że dzik ruszony poszedł za uchodzącą wataszką. 
 
Szanowni Koledzy, poluję ponad dwadzieścia lat, dzików strzeliłem ok. 100, a ile popełniłem w tej prostej, zdawałoby się, sytuacji błędów. Czy to rutyna czy po prostu głupota i brak wyobraźni? 
 
Oczywiście dzika rano doszedłem martwego po ok.500 m. Strzał jak to w nocy: kulawy sztych, przestrzelone płuca, wątroba i wylot 10 cm poniżej stolcowej. „Niestety” strzelałem 
z RWS TIG 10,5 g w kalibrze 7x64. I co tu dodać? Myślę, że wnioski same się nasuwają. 
Przepraszam za chaos w opisie sytuacji i polecam ku przestrodze. 
Powtarzam : naprawdę tak było. 
 |  
| 
 |   
  
| 
 |   |   
   
| 18-01-2007 21:20 | gawronn | Napisze tylko,że każdemu może sie przytrafić w łowisku tak niecodzienna sytuacja,a skutkować może chociarzby takim zachowaniem jak kolegi!DB  |  | 02-09-2005 16:03 | ziolek1977 | Pytanie do autora. Jaki to był miesiąc bo że to była zima to można się zorientować. No i jakiej płci był ten pierwszy dzik? bo coś mi się zdaje że loszka.... |  | 01-09-2005 21:46 | Piotr Gawlicki | Starsi ode mnie i już bardzo dawno temu uczyli mnie, że myśliwy NIGDY nie porusza się w obwodzie bez broni i zawsze ma przy sobie zapasową amunicję. Zasady niby proste, a jak pomcne.  |  | 01-09-2005 16:52 | wsteczniak | Ta,  dla  czystości pojęć,  uważam że :                                                                                                  
W opowiadanu  -   można puścić wodzy fantazji. Nawet wypada.                                                    
W "moim polowaniu"   -  tylko ogrom strachu, wielkość strzelonego zwierza, i czystość bielizny - po tym incydencie, nie musi być krystaliczna. Reszta  -  tak!                                           
Ponad to  -  nie można w jednym szeregu stawieć braku wyobrażni z tym .....  drugim , o czym nierozłącznie piszesz.  Dla mnie "brakiem wyobrażni" to nie jest ........ |  
  |  |