|
|
|
Pytał: Slawomir
Data: 05/08/2010
Publikacja: 09/08/2010
Pytanie: W kole łowieckim działa członek który jest niebezpieczny dla otoczenia z racji daleko posuniętej choroby. Objawy: porusza się z pomocą laski, posiada ciągle nieskoordynowane ruchy rak i nóg, widoczne gołym okiem drgawki kończyn, niewyraźna mowa. Podobno jest to daleko posunięty "parkinson". Jest to niewątpliwie dotknięty nieszczęśliwą chorobą myśliwy, któremu współczuję. Jednak czy można będzie współczuciem wytłumaczyć czyhający tragiczny wypadek podczas polowania tego kolegi z powodu braku podstawowej, niezbędnej przy posiadaniu broni i polowaniu sprawności fizycznej!? Jak się zachować aby nie być posądzonym o niekoleżeńskość i brak
współczucia!?
Odpowiedź:
Nie ma przepisu, co robić w takiej sytuacji. Członkowie koła i zarząd muszą się sami z tym problemem zmierzyć.
Nie jest wcale oczywiste, że osoba poruszająca się z laską, z objawami nieskoordynowanych ruchów rak czy nóg jest od razu niebezpieczna na polowaniu. Świadoma swojej ułomności, może być ostrożniejsza, niż wszyscy razem wzięci członkowi koła. Z drugiej strony, gdyby zgłoszono na policję jej stan, to policja rozpocznie postępowanie o ewentualne pozbawienie pozwolenia na broń. Nie wykluczone, że pozbawi tę osobę pozwolenia, a to może się odbić na zdrowiu psychicznym i fizycznym tej osoby, która poczuje się skrzywdzona. Bo nie tylko los dał jej chorobę, a do tego koledzy pozbawili możliwości polowania.
Jak widać z powyższego, nie ma prostych recept.
Prawdopodobnie osoba ta nie poluje na polowaniach zbiorowych, tylko na indywidualnych. A może pomóc jej w ten sposób, że koledzy z koła zaproponują, że zawsze ktoś z tą osobą pojedzie na polowanie indywidualne i pomagając jej w polowaniu, zagwarantuje, że ani tej osobie, ani nikomu innemu nie stanie się krzywda.
|
|
|
|